piątek, 7 stycznia 2011

Sylwester oczami A.

W czwartek rano M. po 8 rano dał mi znać, że wyjeżdża z Krakowa. Nie mogłam się doczekać spotkania z nim. Przyjechał po niecałych trzech godzinach. Była kawa, ciasto a później obiad. Moja mama musiała się wykazać i zrobiła barszcz z krokietami. M. twierdził, że nie może się ruszać z przejedzenia. Około 16 wyruszyliśmy w drogę do Iwonicza Zdroju. Był wiatr, śnieg, zaspy i bardzo zimno, pogoda mocno niesprzyjająca, ale dojechaliśmy szczęśliwie. W czwartek już nie chciało nam się wychodzić nigdzie, bo na zewnątrz było przeraźliwie zimno. 
W piątek musieliśmy sprawdzić gdzie się odbywa nasz sylwester, trochę z tym było zamieszania, bo pewna pani wprowadziła nas w błąd. Później kawa w jedynym czynnym lokalu przypominającym bardziej pub niż kawiarnię. Na szczęście znalazła się też czynna restauracja żeby zjeść obiad :)
Popołudniu przygotowania do balu. W skrócie wyglądało to tak: M. zajął jedynie na chwilę łazienkę a później ubrał się w garnitur (w którym wygląda super przystojnie). Ja: mycie i układanie włosów, makijaż, sukienka, pasek, koronkowe rajstopy, szpilki… aż w końcu M. był pod wrażeniem mojego wyglądu.  
Bal rozpoczynał się teoretycznie o 20, ale byliśmy pół godziny wcześniej i już było sporo osób. Nasz stolik był 4-osobowy, ale siedzieliśmy przy nim tylko my. Na stole pojawiały się różne smakołyki: od łososia, poprzez strogonow, szarlotkę z lodami, kończąc oczywiście na szampanie.
Noworoczne życzenia też były piękne i mam nadzieję, że się spełnią. Co do tańca, to w końcu wiem jak się tańczy z M. – cudownie. Może nie zawsze ja łapałam dobry rytm, ale ogólnie uważam, że było bardzo dobrze. Wyszaleliśmy się na parkiecie, zabawę zakończyliśmy o 4 rano, a następnego dnia obudziliśmy się około 11, na szczęście bez kaca :).
W sobotę pozwiedzaliśmy Iwonicz i Rymanów – mimo wiatru, który był przeszywający i lodowaty. Zaostrzony apetyt zabiliśmy ogromną pizzą. Znowu ja nie dałam rady zjeść swojej połówki pizzy ;P Niedzielny poranek przyniósł piękną pogodę, słońce i lekki śnieg, zupełnie bez wiatru. Muszę przyznać, że jedyne co się podczas wyjazdu nie udało to właśnie pogoda, cała reszta była tak jak sobie wymarzyłam a nawet lepiej. M. zirytował tylko powrót do Krakowa, który upłynął nam w długich i męczących korkach.
Mam nadzieję, że kolejny sylwester również spędzimy w tak ciekawy sposób :) Kochanie, dziękuję, że tak cudownie to zorganizowałeś :*

Zakochana

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz