środa, 10 listopada 2010

Cafe Młyn

M. jest cudowny i mimo osłabienia przez chorobę wytrwał w kolejce po bilety do kopalni. Ja niestety nie mogłam, bo miałam o 8.45 ćwiczenia. Więc siedziałam sobie na ćwiczeniach i tylko czytałam smsy od niego jak długa jest kolejka i ile ludzi jest jeszcze przed nim. Super, że się udało :) Ostatni weekend listopada spędzimy w kopalni soli. Już się nie mogę doczekać :D

Tak jak pisał M. w poniedziałek wybraliśmy się na kawę. Spotkanie jak zwykle cudowne, ale kawy niestety nie było. A dlaczego? Już tłumaczę... Otóż M. zaproponował, a w zasadzie od razu zaprowadził mnie do Cafe Młyn. Kawiarenka okazała się bardzo przytulna, z ładnym wystrojem i kameralnym klimatem. Sala tuż przy wejściu była mocno zadymiona, ale gdy poszliśmy dalej okazało się że mamy do dyspozycji pustą salę dla niepalących :) Z szyldu wynikało, że lokal jest otwarty do 24.00 więc mieliśmy ponad 2 godziny czasu. Ja chciałam najpierw napić się herbaty, więc wspólnie uznaliśmy, że na początek będzie herbata a kawa odrobinę później. M. poszedł zamówić herbatę i sałatkę dla mnie. Niestety okazało się, że żadnych rzeczy do jedzenia już nie serwują, bo jest za późno. Ok, trudno, niech będzie herbata ;) Tyle tylko, że później jak chcieliśmy zamówić kawę też się okazało, że jest za późno i już nie serwują. Za to piwo serwowali cały czas, bo jak wychodziliśmy na stolikach stały pełne kufle. Cóż, dziwne traktowanie gości.
Również menu było dziwne, jedno po polsku a drugie na wpół po angielsku :P Ceny były niższe w tym polskim :D To chyba przejaw nacjonalizmu :P
I żeby nie było, że tylko narzekam, bo wcale nie. Wieczór był cudowny, bo spędzony z Ukochanym, zwłaszcza że wreszcie mogłam go pocałować :) Tyle tylko, że obsługa była kiepska.

Zakochana

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz