Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zamki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 4 czerwca 2011

Szlakiem średniowiecza (część 2)

Następnym punktem naszej wycieczki śladami jurajskich zamków była Pilica. To niewielkie miasteczko na trasie między Wolbromiem, a Zawierciem. Znajduje się tam  zamek zbudowany w odmiennym innym stylu niż inne zamki na tym obszarze. Zamek w Pilicy ma kształt klasycystycznego pałacu wybudowanego przez ród Toporczyków otoczony potężnymi murami z okresu XV wieku oraz przylegającym do zamku parkiem. Zamek ma bogatą historię, a na przestrzeni wieków był wielokrotnie grabiony i zmieniał właścicieli. Jeszcze 15 lat temu w tym zamku był jeden z większych w regionie poprawczaków. Dziś zamek bardziej przypomina ruinę niż piękny zabytek. Oglądnęliśmy go tylko z wierzchu bo zamek w rękach prywatnych, a przebywanie na terenach zamkowych jest półlegalne. Do zamku należą też budynek powozowni, oranżeria i mała kapliczka. Przylegający park porastają kilkusetletnie drzewa, z czego najstarsza 700 letnia i była sadzona za czasów panowania Jagiełly (nazwana imieniem jego żony). Naszą uwagę zwróciła rzeźba sów w fontannie przed pałacem. Rzeźba nie pasowała do stylu architektonicznego pałacu. Jak się okazało po sprawdzeniu w internecie jest dziełem krakowskiego artysty, twórcy np. pomnika Smoka Wawelskiego przy Smoczej Jamie.

  

Z Pilicy udaliśmy się do głównego celu naszej podróży, czyli do Ogrodzieńca. I tu małe rozczarowanie. Miejsce  nie jest tak niezwykłe i dosyć skomercjalizowane. Wokół zamku liczne płatne parkingi (wszystkie reklamujące się jako najtańsze z naganiaczami). Do zamku prowadzi jedyna ulica przypominająca Krupówki. Po obu stronach masa fast foodów, kramów z biżuterią, plastikowymi mieczami i watą cukrową. Zbierało się na burzę dlatego w pierwszej kolejności zwiedziliśmy niewielki park miniatur średniowiecznych zamków, znajdujący się tuż przy zamku . Park miniatur jest ciekawą atrakcją, ale raczej dla najmłodszych. Za sprawą licznych atrakcji i placu zabaw dzieci mają czym się zająć. Jeśli chodzi o miniatury jest ich tylko kilkanaście, a część dokładnym odwzorowaniem tych prawdziwych.

  

Sam zamek w Ogrodzieńcu robi wrażenie. Jest po prostu ogromny otoczony wapiennymi ostańcami. Choć są to tylko ruiny, obejście wszystkich zakamarków zajęło nam prawie 2 godziny. Można wejść na basztę, na mury, zobaczyć dziedziniec z i okoliczne pola z wysokości kilkunastu metrów. Liczba pomieszczeń jest tak duża, że w pewnym momencie mieliśmy kłopot by znaleźć drogę powrotną na dziedziniec zamku. Na dziedzińcu zlokalizowano kolejne kramy, które oferowały to samo co sklepiki przed zamkiem. Można też za drobną opłatą zobaczyć trzy muzea, które są na terenie zamku. Nazwanie ich muzeami jest na wyrost. To małe pomieszczenia w których zgromadzono kilkanaście przedmiotów związanych ze średniowieczem (m in. broń biała, zbroje, makieta zamku).

  

Zwiedzenia takiego muzeum trwa około minuty - kieszeń turysty jest uboższa o 2 złote. Warto jednak zaglądnąć do sali tortur. W małych dwóch pomieszczeniach zgromadzone najważniejsze narzędzia tortur z czasów średniowiecza. Po zobaczeniu tej ekspozycji stwierdzam że obecnie więźniowie wojenni lub jeńcy są traktowani jak w hotelach. Dawne czasy były przesiąknięte okrucieństwem do nie wyobrażalnych granic.

 

  

Zwiedzanie zamku nas zmęczyło dlatego to był najlepszy moment na obiad i odpoczynek. Po posiłku zobaczyliśmy jeszcze zrekonstruowany Gród Warowny na Górze Birów z czasów IV i V znajdujący się ok 2 km od zamku w Ogrodzieńcu na terenie pięknego lasu liściastego. Z jego szczytu można podziwiać piękną panoramę całej jury. Z tego miejsca udaliśmy się już w drogę powrotną do Krakowa. Na trasie złapało nas oberwanie chmury i burza, a miejscami ulice zamieniły się w potok. Zdążyłem jednak A. pokazać jeszcze w kilkanaście sekund jak wygląda obecnie pustynia Błędowska. Wycieczka była bardzo udana, wszyscy byli zadowoleni :)

Zakochany

niedziela, 22 maja 2011

Szlakiem średniowiecza (część 1)

Kolejny cudowny weekend za nami. W sobotę udało się nam wreszcie zrealizować planowany od dawna wyjazd na Jurę krakowsko-częstochowską. Ten uroczy zakątek południowej Polski to przede wszystkim mnóstwo zamków i pięknie wkomponowane w krajobraz skały wapienne. Trasa naszej wycieczki była tak zaplanowana, żeby jednych i drugich atrakcji nie zabrakło :) Była to też wyprawa integrująca pokolenia,  ponieważ zaprosiłem na nasz wyjazd moich rodziców. Bardzo ucieszyli się z naszej propozycji weekendowej. Dla mojej ukochanej była to z kolei okazja do jeszcze bliższego poznania moich rodziców.

  

Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od ruin zamku w Rabsztynie. To dość dobrze zachowane ruiny średniowiecznego zamku położone kilka km od Olkusza. Zamek wznosi się na wzgórzu otoczonym pięknym lasem liściastym. Obiekt lata świetności ma już dawno za sobą. W przeszłości był wielokrotnie niszczony, grabiony. Liczne zmiany właścicieli również mu nie służyły. Obecnie zamek jest pod opieką gminy Olkusz, która stara się uchronić ten piękny obiekt przed całkowitym zniszczeniem. Odbudowano już bramę wjazdową zamku, most nad fosą, zabezpiecza się także jedną ze ścian zamku. Za symboliczną złotówkę można wejść na dziedziniec zamku i obejść wszystkie zakamarki ruin i po wspinać się na skałę, będącą kiedyś jedną ze ścian zamku. W najbliższych miesiącach planowana jest budowa platformę widokowej na wierzchołku skały.

  

Następnie przejechaliśmy kilka km dalej do rezerwatu na Januszkowej Górze. To jedno z wielu urokliwych miejsc na jurze, gdzie można odpocząć od miejskiego zgiełku. Leśną ścieżką weszliśmy na niewielki szczyt, nieopodal, którego wśród wapiennych skał znajduje się jedna z najgłębszych jaskiń szczelinowych w Polsce odkryta w 1970 roku (zbadana głębokość to 56 metrów).

  

Kolejnym punktem na naszej trasie był Bydlin i mało atrakcyjne ruiny zamku w tej miejscowości. Z budowli pozostały tylko fragmenty dwóch ścian, a zamek jest kojarzony jest z miejscem bitwy legionistów 1918 roku.

Dziesięć kilometrów dalej jest nie co innego jak kolejny średniowieczny zamek ;) Są to ruiny zamku w Smoleniu (nie mylić ze Smoleńskiem :)) Zamek jest bardzo niedostępny dla turysty, choć położony blisko drogi i na jednym z najwyższych wzgórz Jury. Gmina nie zadbała o odpowiednie oznaczenie drogi dojazdowej. Trochę  czasu błądziliśmy zanim znaleźliśmy szlak na szczyt wzgórza. W końcu jednak się udało. Ścieżka prowadząca do zamku jest bardzo stroma, ale A. dała rade bez problemu wejść na szczyt. Do czasów nam współczesnych jurajska twierdza przetrwała w nie najgorszym stanie. Zachowała się 16 metrowa baszta zamku (jej jedynymi lokatorami w tym momencie są myszołowy) oraz prawie w całości mury.

  

Na dziedzińcu jest odpowiednio  zabezpieczona prawie stumetrowa studnia. Czy jest to prawdą, nie mogę potwierdzić. Rzucony kamień zniknął w otchłani studni  :) Legendy mówią, że studnia ukrywa skarb, a jej dno połączone jest korytarzem z kilkoma jaskiniami w tej okolicy. Okolice zamku też są atrakcyjne przyrodniczo i tworzą rezerwat krajobrazowy o tej samej nazwie co zamek. Na jego obszarze porastają wiekowe buki, modrzewie urozmaicone skalnymi ostańcami.

c.d.n już wkrótce. Dzień był tak pełny wrażeń, że ciężko go Wam przedstawić w pojedynczej notce, nawet w okrojonej wersji ;)

Zakochany