piątek, 25 października 2013

Welese cz. 2

Wesele widziane oczami Zakochanej: 

Po pierwszym tańcu opadło z nas w końcu napięcie i mogliśmy wreszcie odetchnąć. Nie schodziliśmy przez dłuższą chwilę z parkietu, żeby zachęcić też gości do zabawy. Chociaż tak naprawdę nie trzeba było ich za bardzo zachęcać, bo muzyka była fajna i wszyscy chętnie tańczyli. Między tańczącymi parami bawiły się dzieci, dla których wcześniej przygotowaliśmy baloniki. Królowała muzyka taneczna, największe hity sami zasugerowaliśmy DJ-owi, żeby mieć pewność, że muzyka będzie w naszym stylu. Oprócz nowości było bardzo dużo starych sprawdzonych hitów a do tego trochę rocka, bo oboje lubimy ten gatunek :)

Czas płynął bardzo szybko, goście na przemian tańczyli i robili sobie przerwy, by coś zjeść. Kelnerzy co trochę donosili jakieś nowe potrawy, więc nie sposób było wszystkiego spróbować, zwłaszcza, że oprócz obiadu przewidziane były jeszcze cztery dania gorące. Widzieliśmy, że wszyscy są zadowoleni, bo nawet osoby które nie chciały tańczyć ze względu na wiek znalazły sobie ciekawe towarzystwo do rozmów. 

Wcześniej ustaliliśmy z DJem, że o 21.00 zrobimy podziękowanie dla rodziców. Już kilka miesięcy przed weselem zastanawialiśmy się co kupić rodzicom, żeby była to fajna pamiątka i żeby się im podobało. Wybór padł jednogłośnie na cyfrowe ramki na zdjęcia. Wgraliśmy na nie zdjęcia z naszej sesji narzeczeńskiej. Pudełka opakowane były bardzo elegancko. Już w domu, kiedy rodzice zobaczyli ich zawartość okazało sie, że trafiliśmy idealnie z prezentem, bo obie mamy były zachwycone!

Po złożeniu podziękowań rodzicom i wręczeniu prezentów, DJ puścił popularną piosenkę na tą okazję czyli "Cudownych rodziców mam". Tańczyliśmy w kółku razem z rodzicami, a za nami duże koło zrobiła reszta gości. Tuż po tym utworze DJ zapowiedział, że zaprasza wszystkich gości na zewnątrz na puszczanie lampionów. 

Planowaliśmy, że wieczorem w dniu ślubu puścimy chińskie lampiony z parkingu przed restauracją, który jest dość obszerny. Jednak tydzień przed ślubem pogoda była niepewna, a przede wszystkim było dość wietrznie. Jeśli wieje lampionów nie można puszczać, więc byliśmy niemal pewni, że ten punkt programu będziemy musieli ominąć. Ale okazało się, że nie wieje i razem z M. mogliśmy spełnić to małe marzenie. Mieliśmy około 15 lampionów, tak, żeby goście też mogli się do nas dołączyć. Ja rozdałam opakowania, zostawiłam tylko jedno dla Nas. Odpalenie wcale nie było takie łatwe, zwłaszcza w strojach ślubnych ;) Niektórzy goście też się trochę pomęczyli, ale większość dała radę. Po kilku minutach w powietrze wzbiły się pierwsze lampiony. Gdy wszystkie udało się wypuścić wróciliśmy do restauracji. Po weselu wiele osób mówiło nam, że pierwszy raz spotkali się z takim puszczaniem lampionów i że to była fajna atrakcja. Oczywiście ucieszyło nas to :)

Zabawa trwała nadal. Parkiet prawie cały czas był pełny. Oczywiście były takie popularne zabawy jak chusteczka haftowana, pociąg itp. Były też zabawy wymyślone przez nas. Pierwszą z nich była zabawa w konkurs tańca powiązany ze zbijaniem baloników. W każdej parze mężczyzna miał przywiązany do nogi balonik, natomiast partnerka miała za zadanie obcasem zbić balonik innym parom. Ta para, której udało się ocalić balon wygrywała konkurs. Nie spodziewaliśmy się, że ten konkurs będzie taką zaciekłą walką, pary wręcz rzuciły się na siebie i wyprawiały dzikie harce, aby tylko zbić komuś balonik. Obserwatorzy mieli przy tym sporo śmiechu. 

Koleją zabawą były popularne krzesełka jednak nieco zmodyfikowane. Kiedy zbliżał się moment w którym trzeba było usiąść na krześle (wiadomo, że krzeseł zawsze jest o jedno mniej niż uczestników), DJ mówił jaki fant trzeba mieć ze sobą. Tym sposobem panie biegły po łyżeczkę od cukru, banana, sznurówkę z męskiego buta czy papier toaletowy. Panowie mieli przynieść źdźbło trawy, napój czy korek od wina. Najwięcej zabawy było z napojem, bo okazało się, że napój który się przyniosło trzeba było w całości wypić. M. i jeden z uczestników mieli butelki 0,3l, więc nie tak strasznie, ale mój kuzyn chwycił litrowy dzbanek z sokiem, który był w połowie pełny. Więc musiał z tego dzbanka wypić wszystko. Goście kładli się ze śmiechu. 

Ostatnią z zabaw dla gości była tak zwana Kareta. DJ ułożył krzesła w kształt karety, czyli z przodu konie, na środku woźnica, po czterech stronach koła, a w centralnym punkcie król z królową. Goście zajęli poszczególne krzesełka. Wtedy DJ zaczął czytać tekst, jeśli dana osoba została wymieniona np. prawe koło, to musiała obejść swoje krzesełko dookoła. Cały ubaw polegał na tym, że najczęściej padało słowo Woźnica. Więc Woźnica niemal cały czas obchodził swoje krzesełko. Poza tym zabawne były niektóre powtórzenia np. "Król zawołał do Królowej: Królowo, Królowo, moja kochana Królowo." W tym przypadku Królowa musiała aż cztery razy obejść swoje krzesełko. Ponieważ goście byli już w dobrym nastroju i rozbawieni, to zabawa wyszła super, wszyscy się śmiali a po weselu niemal każdy wspominał "biednego woźnicę", który tyle się musiał nachodzić ;)

Przewidzieliśmy również jedną zabawę dla nas, tzn braliśmy udział tylko my, a goście mieli być obserwatorami. Był to test dopasowania. Mieliśmy siąść na krzesełkach plecami do siebie, ściągnąć buty i zamienić się nimi tak żeby każde z nas miało but swój i partnera. DJ czytał pytania a my podnosząc odpowiedni but mieliśmy odpowiadać kto wykonuje daną czynność. Przykładowe pytania to: kto będzie zmywał naczynia po obiedzie, kto lepiej prowadzi samochód, kto pierwszy zasypia w łóżku, czyja teściowa jest fajniejsza. Goście śmiali się co chwila, bo podnosiliśmy różne buty np. przy pytaniu kto będzie rządził budżetem ja podnosiłam swój a M swój.  

Tuż po tej zabawie nastąpiły oczepiny, ponieważ zbliżała się już północ. M. ściągnął mi zębami podwiązkę, ku uciesze gości, a ja nią rzuciłam. Złapała Monika, koleżanka M. Natomiast M. rzucał muchą. Ku naszemu zaskoczeniu muchę złapał chłopak Moniki, co było zupełnym przypadkiem. Nowa para młoda zatańczyła symboliczny taniec, a my tańczyliśmy z boku. 

Muszę powiedzieć, że goście również wykazali się inwencją twórczą. Zwłaszcza nasi znajomi. W pewnym momencie wesela podeszli do nas i zabrali nam buty. A później kazali nam je wykupić. Aby je wykupić, M. musiał zaśpiewać hit "Ona tańczy dla mnie", a ja w tym czasie miałam tańczyć. M. był trochę stremowany, ale na szczęście pomógł mu mój wujek. Drugim zadaniem do wykupienia butów było połączenie przyjemnego z pożytecznym tzn. ja miałam obierać ziemniaki (gdyż goście dowiedzieli się, że podobno tego nie lubię) i jednocześnie całować się z M. Było to o tyle ciężkie zadanie gdyż kazali nam się całować w dziesięciu różnych pozycjach. Pod koniec nie mieliśmy już pomysłów, ale udało się i odzyskaliśmy buty :) 

W pewnym momencie wesela wystrzeliły też tuby z konfetti w formie płatków róż. Okazało się to super frajdą dla dzieci, które później się obrzucały i tarzały w tych płatkach. Były również pamiątkowe zdjęcia z poszczególnymi osobami. Tańce z wujkami, znajomymi, dziećmi, oraz wspólne odtańczenie makareny. Wszyscy naprawdę dobrze się bawili, a w dodatku było kulturalnie, za nikogo nie musieliśmy się wstydzić. 

Około 3.00 nad ranem część gości, zwłaszcza tych starszych zaczęła się zbierać. Najwytrwalsi zostali aż do piątej. My chcieliśmy być do samego końca, wiem że niektóre pary zostawiają gości samych, ale my tak nie chcieliśmy robić. Na szczęście mieliśmy zarezerwowany pokój dla nowożeńców w tym samym budynku. Po piątej ostatni goście wyszli z sali, część z nich spała również w pokojach przy restauracji. My poszliśmy do naszego apartamentu na bardzo krótką noc poślubną, bo był już prawie ranek. Wszystko udało się cudownie i niczego w całym tym dniu i nocy bym nie zmieniła. Najwspanialszy dzień w życiu okazał się być idealny. Teraz już zawsze będziemy razem z M. Zaczynamy nowy etap miłości małżeńskiej :) 

Zakochana

4 komentarze :

  1. Jako studentka dorabiam w weekendy na sali balowej przy organizacji wesel. Nie ma nic lepszego jak widok szczęśliwej pary młodej :) może nie zwraca się na to uwagi, ale obsługa całą atencję skupia właśnie na Was!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że wszystko poszło jak z płatka..
    A jeśli chodzi o zabawy, to bardzo fajne pomysły ;)
    Lubię jak jest ich kilka na weselu, bo jest to też rozrywka dla gości, którzy nie tańczą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow- to teraz te obiecane zdjecia:) Relacja super. I fajnie podzieliliscie sie rolami w opisie tego wszystkiego. Inwencja tworcza tez Wam dopisala- zarowno tutaj jak i w dniu slubu. Zabawy przednie wiec nikt nie mial sie prawa nudzic ani narzekac. Puszczanie lamiopnow, zdjecia z kazdym na pamiatke to cos co wszyscy beda dlugo pamietac i dobrze wspominac. (tychze wlasnie zdjec ja zaluje najbardziej, bo wtedy zupelnie zesmy o tym zapomnieli a byla to taka oczywista oczywistosc ze nikt nam nie przypomnial...do tego u nas lalo tak ze sciana wody wiec w ogole na pole sie nie dalo wyjsc podczas wesela-cala noc oberwanie chmury, ktore zaczelo sie tuz po zakonczeniu przyjmowania zyczen od gosci;)
    Nie ma jak zadowolona i szczesliwa Para Mloda pod koniec wesela. A takze piszaca pozniej te slowa Mloda Mezatka- ze nic by nie zamienila, ze bylo wspaniale i idealnie wrecz wszystko sie udalo. Wiec na pewno tak bylo.
    Zgadzam sie z Kasia nr 1- ze obsluga zwraca uwage glownie i tylko na Pare Mloda. No bo w koncu cala praca i staranie dla Nich. A jak oni sie usmiechaja i sa szczesliwi to cala sala gosci idzie w ich slady. Wiec to jest klucz do sukcesu.

    To jeszcze raz Panstwo Mlodzi-sto lat i najlepszego.Obyscie zawsze byli juz razem i tylko dla siebie samych. A nowy etap milosci niech Wam sluzy jak najlepiej. I bedzie owocny w male "szalone lwiatka"
    Pozdrawiam Paulina

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie to wszystko opisaliście :) Czułam się, jakbym była z Wami na miejscu. Zapamiętaliście tyle szczegółów - ja nie pamiętałam wielu, dopiero zdjęcia, film i rozmowy mi pewne sytuacje przypominały, ale to chyba ze stresu. Wasze wesele musiało być przepiękne, pewnie tak samo jak i Wy. Jeszcze raz wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Czekam teraz na relację, jak żyje się Wam w małżeństwie :)

    OdpowiedzUsuń