niedziela, 4 listopada 2012

Kaniony i Durmitor

Czarnogóra to urozmaicone krajobrazowo państwo. Zarówno miłośnik plażowania i urokliwych miasteczek i również turysta zakochany w górach znajdzie coś dla siebie. Będąc na wakacjach w tym kraju chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej ciekawych miejsc i choć trochę poznać kulturę zamieszkujących tu ludzi.

Gdy tylko pojawiła się możliwość zwiedzenia górskiej części Czarnogóry nie zastanawialiśmy się długo czy warto wydać 40 euro. Z samego rana mikrobusem wyruszyliśmy w stronę stolicy tego kraju - Podgoricy. Już po kilku minutach jazdy byliśmy kilkaset metrów powyżej naszej miejscowości. Kto tego nie widział nie uwierzy, że światełka które widywaliśmy siedząc na plaży na szczycie okolicznej góry są oświetleniem krętej drogi do Podgoricy. Zatrzymaliśmy się na chwilę na poboczu. Z tego miejsca rozciągał się widok na całą Budvańską Rivierę i opisywaną w poprzedniej notce wyspę Sveti Stefan. Później pojechaliśmy dalej, a teren się nieco wyrównał. 

Wrześniowy poranek - widok na Budvańską Rivierę

Stolica Czarnogóry Podgorica skąpana w dymie.
Z okolicznych wzgórz unosił się dym. Jak dowiedzieliśmy się od naszego przewodnika to częsty widok, gdy makia płonie. Nie był to dziwny widok ponieważ w Czarnogórze od trzech miesięcy nie spadł deszcz. Takich pożarów się tam nie gasi, chyba że zagrażają okolicznym miejscowościom lub infrastrukturze. Po drodze minęliśmy starą stolicę kraju Cetinje. Kiedyś była to znacząca miejscowość na szlaku handlowym. Jednak górzysty teren i brak wody uniemożliwił jej dalszy rozwój. Teraz Cetinje przypomina górską wioskę i nic poza muzeum nie wskazuje, że kiedyś było to miasto.
Po ponad godzinie jazdy wjechaliśmy do Podgoricy.  Byliśmy wielce zdziwieni, że nie będzie tam postoju. Jest dosyć nowe miasto. Brakuje tu zabytków, które widzieliśmy choćby w Budvie. Największą atrakcją miasta jest galeria handlowa oraz nowoczesny Most Milenijny, który pojawia się na wszystkich widokówkach z Podgoricy. 
Po wyjeździe z Pogdoricy kierowaliśmy się dalej w głąb górzystej krainy. To co najpiękniejsze dopiero było przed nami. Droga prowadziła przez Kanion Moracza, doliną największej rzeki Czarnogóry - Tary. Można by powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, ale z każdym kilometrem kanion był coraz głębszy, a droga przebijała się przez liczne tunele wykute w skałach. W kulminacyjnym punkcie Kanion Moracza ma ponad 1300 metrów głębokości. Jest to najgłębszy kanion w Europie  i 4 na świecie zaraz po kanionie Kolorado i kanionach w Peru. Dodatkowo nasz przewodnik dostarczał nam po drodze dodatkowych atrakcji wyprzedzając brawurowo inne pojazdy na wąskiej drodze, nie jednokrotnie na skraju przepaści bez jakichkolwiek barier.

Punkt widkokowy w Kanionie Moracza.

Strome zbocza kanionu robią wrażenie.
Zimą często bywa, że ta droga, jedyna w tym rejonie jest zasypana, a okoliczne wioski odcięte są od świata. Wrażenie zrobił na nas linowy mostek dla pieszych, który łączył kilka zabudowań z drugim brzegiem. Zawiązane na supeł liny, kilka brakujących desek , skutecznie zniechęciły nas do wejścia na niego. Do tej pory takie przeprawy linowe widziałem na filmach z górskich wypraw w Azji lub Andach. Dla nas to atrakcja, a dla miejscowych to codzienność życia.

Most dla pieszych na Tarze - wejście tylko dla odważnych.

Zatrzymaliśmy się na chwilę  przy niewielkiej zabytkowej cerkwi. Zwiedzanie jest bezpłatne, a pop zbiera tylko dobre datki na wypominki. Później była chwila czasu na mieloną kawę parzoną w małych filiżankach według miejscowej receptury. Z kolei kilka km dalej na poboczu jeden z miejscowych mieszkańców sprzedawał wyroby własnej roboty. Były to różnego rodzaju miody soki oraz rakiją. Handel alkoholem własnej roboty bez akcyzy jest legalny i niejednokrotnie jest to jedyne źródło utrzymania ludzi w tym rejonie. Co ciekawe degustacja była darmowa i sprzedawca nie zmuszał nikogo do zrobienia zakupów. Ludzie są tu życzliwi i żyją swoim tempem.

Cerkiewka Moracza w samym sercu kanionu.
Miejscowy sklepik i oferta od miodu po rakiję. Butelki po napojach się nie marnują :)
Kanion Moracza -  w dole meandrująca rzeka Tara.

Zatrzymaliśmy się też w jednym miejscu, gdzie droga była na równym poziomie z korytem rzeki Tary. To miejsce ma bajkowy pejzaż. Woda jest przejrzysta, ma turkusowy kolor, a brzegi są skaliste i porośnięte lasem liściastym. Rzeką w sezonie odbywają się raftingi, trochę podobne do spływów Dunajcem w Polsce. Centralnym punktem  i największą atrakcją w Parku Narodowym Tary jest Most Durdevica. Jest to kamienny most zawieszony ponad 170 metrów nad lustrem wody i mający prawie 400 metrów długości. Spoglądając z mostu w dół czuje się dreszczyk emocji ;) Jeszcze kilka lat temu można było z niego skoczyć w dół na bunge. Most posłużył też jako plener w filmie Działa Navarony. W filmie został wysadzony, a w rzeczywistości cieszy oko turystów do dziś ;))

Rzeka Tara - tak czysta i wolno płynąca, że aż chce się do niej wskoczyć.

Most Durdevica z 1940 roku - mistrzostwo architektury. Ciężko sobie wyobrazić w jaki sposób go zbudowano.
Widok z mostu na przełom Tary i Kanion Moracza.
Później przejechaliśmy do miejscowości Żabljak. To kurort sportów zimowych w byłej Jugosławii. Miejscowość położna jest na wysokości ponad 1000 metrów u stóp masywu Durmitor -  najwyższego pasma górskiego w całych Bałkanach. Jak wyszliśmy na taras widokowy położony w górnej stacji wyciągu były widoczne jeszcze resztki śniegu na najwyższych szczytach Durmitoru. Pogoda też typowo górska. Było zaledwie 14 stopni, wiał wiatr i przechodziła burza, chociaż w tym samym momencie nad morzem nieco ponad 100 km ludzie plażowali w 30 stopniowej temperaturze. Kto by pomyślał przed wyjazdem, że będzie potrzebny polar lub ciepła kurtka.
Durmitor jest piękny i kto kocha góry będzie  naprawdę zachwycony. Najwyższy szczyt tego pasma to Bobotov Kuk który ma 2523 m.n.p.m. Cały obszar Durmitoru tworzy park Narodowy o tej samej nazwie. Krajobraz jest prawie identyczny jak w Tatrach. Piszę prawie, bo jedyna różnica to wielkość ruchu turystycznego w sezonie. Wrzesień to dobra pora na wędrówki po górach, a Żabljak świecił pustkami. Ruch na szlakach jest niewielki , brakuje schronisk, szlaki są słabo oznaczone. W wyższych partiach prędzej można spotkać niedźwiedzia niż turystów. Ta dzikość natury i surowość klimatu sprawia, że jest są to jedne z najpiękniejszych gór jakie widziałem do tej pory. 

Durmitor uchwycony w czasie burzy.
Kanion rzeki Piva - do najbliższych zabudowań co najmniej 20 km.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w jednym z najdzikszych terenów Czarnogóry, czyli w Kanionie rzeki Piva. Teren jest praktycznie odludny. W około tylko piękne skały w różnych kształtach oraz płynący w dole wartki strumień…szkoda, że nie piwa :) Do tej pory jest sekretem jak busem na drodze szerokości kilku metrów, nazywanej przez naszego przewodnika półpasmówką, udało się bezpiecznie zawrócić.

No to wysiadamy z busa...
To nie Boliwia. To jedna z ważniejszych dróg w Czarnogórze :) Przepaść ciężko uchwycić w kadrze.
Do Rafailovici wróciliśmy późnym wieczorem. Kto by się spodziewał, że Czarnogóra może być tak różnorodna i dzika.

PS. Na koniec tej okropnie długiej notki pochwalę się jednym faktem. Moja A. jest już Panią magister. Praca obroniona na 5. Kochanie jestem z Ciebie dumny i jeszcze raz gratuluję :))

Zakochany

1 komentarz :

  1. Piękne zdjęcia i ciekawy opis zachęciły nas do odwiedzenia tego pięknego i dość mało popularnego wśród turystów kraju. Pozdrawiamy i gratulujemy obrony magisterki!:)

    OdpowiedzUsuń