Czarnogóra to urozmaicone
krajobrazowo państwo. Zarówno miłośnik plażowania i urokliwych miasteczek i również turysta zakochany w górach znajdzie coś dla siebie. Będąc na wakacjach w tym kraju
chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej ciekawych miejsc i choć trochę poznać kulturę
zamieszkujących tu ludzi.
Gdy tylko pojawiła się
możliwość zwiedzenia górskiej części Czarnogóry nie zastanawialiśmy się długo
czy warto wydać 40 euro. Z samego rana mikrobusem wyruszyliśmy w stronę stolicy
tego kraju - Podgoricy. Już po kilku minutach jazdy byliśmy kilkaset
metrów powyżej naszej miejscowości. Kto tego nie widział nie uwierzy, że światełka
które widywaliśmy siedząc na plaży na szczycie okolicznej góry są oświetleniem
krętej drogi do Podgoricy. Zatrzymaliśmy się na chwilę na poboczu. Z tego
miejsca rozciągał się widok na całą Budvańską Rivierę i opisywaną w poprzedniej
notce wyspę Sveti Stefan. Później pojechaliśmy dalej, a teren się nieco
wyrównał.
|
Wrześniowy poranek - widok na Budvańską Rivierę |
|
Stolica Czarnogóry Podgorica skąpana w dymie. |
Z okolicznych wzgórz unosił się dym. Jak dowiedzieliśmy się od
naszego przewodnika to częsty widok, gdy makia płonie. Nie był to dziwny widok
ponieważ w Czarnogórze od trzech miesięcy nie spadł deszcz. Takich pożarów się
tam nie gasi, chyba że zagrażają okolicznym miejscowościom lub infrastrukturze.
Po drodze minęliśmy starą stolicę kraju Cetinje. Kiedyś była to znacząca
miejscowość na szlaku handlowym. Jednak górzysty teren i brak wody uniemożliwił
jej dalszy rozwój. Teraz Cetinje przypomina górską wioskę i nic poza muzeum nie
wskazuje, że kiedyś było to miasto.
Po ponad godzinie jazdy
wjechaliśmy do Podgoricy. Byliśmy wielce zdziwieni, że nie będzie tam
postoju. Jest dosyć nowe miasto. Brakuje tu zabytków, które widzieliśmy choćby
w Budvie. Największą atrakcją miasta jest galeria handlowa oraz nowoczesny Most
Milenijny, który pojawia się na wszystkich widokówkach z Podgoricy.
Po wyjeździe z Pogdoricy
kierowaliśmy się dalej w głąb górzystej krainy. To co najpiękniejsze dopiero
było przed nami. Droga prowadziła przez Kanion Moracza, doliną największej
rzeki Czarnogóry - Tary. Można by powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, ale z
każdym kilometrem kanion był coraz głębszy, a droga przebijała się przez liczne
tunele wykute w skałach. W kulminacyjnym punkcie Kanion Moracza ma ponad 1300 metrów głębokości.
Jest to najgłębszy kanion w Europie i 4
na świecie zaraz po kanionie Kolorado i kanionach w Peru. Dodatkowo nasz
przewodnik dostarczał nam po drodze dodatkowych atrakcji wyprzedzając brawurowo
inne pojazdy na wąskiej drodze, nie jednokrotnie na skraju przepaści bez
jakichkolwiek barier.
|
Punkt widkokowy w Kanionie Moracza. |
|
Strome zbocza kanionu robią wrażenie. |
Zimą często bywa, że ta droga, jedyna w tym rejonie jest
zasypana, a okoliczne wioski odcięte są od świata. Wrażenie zrobił na nas
linowy mostek dla pieszych, który łączył kilka zabudowań z drugim brzegiem.
Zawiązane na supeł liny, kilka brakujących desek , skutecznie zniechęciły nas
do wejścia na niego. Do tej pory takie przeprawy linowe widziałem na filmach z
górskich wypraw w Azji lub Andach. Dla nas to atrakcja, a dla miejscowych to
codzienność życia.
|
Most dla pieszych na Tarze - wejście tylko dla odważnych. |
Zatrzymaliśmy się na
chwilę przy niewielkiej zabytkowej cerkwi. Zwiedzanie jest bezpłatne, a
pop zbiera tylko dobre datki na wypominki. Później była chwila czasu na mieloną
kawę parzoną w małych filiżankach według miejscowej receptury. Z kolei kilka km
dalej na poboczu jeden z miejscowych mieszkańców sprzedawał wyroby własnej
roboty. Były to różnego rodzaju miody soki oraz rakiją. Handel alkoholem
własnej roboty bez akcyzy jest legalny i niejednokrotnie jest to jedyne źródło
utrzymania ludzi w tym rejonie. Co ciekawe degustacja była darmowa i sprzedawca
nie zmuszał nikogo do zrobienia zakupów. Ludzie są tu życzliwi i żyją swoim
tempem.
|
Cerkiewka Moracza w samym sercu kanionu. |
|
Miejscowy sklepik i oferta od miodu po rakiję. Butelki po napojach się nie marnują :) |
|
Kanion Moracza - w dole meandrująca rzeka Tara. |
Zatrzymaliśmy się też w
jednym miejscu, gdzie droga była na równym poziomie z korytem rzeki Tary. To
miejsce ma bajkowy pejzaż. Woda jest przejrzysta, ma turkusowy kolor, a brzegi
są skaliste i porośnięte lasem liściastym. Rzeką w sezonie odbywają się raftingi,
trochę podobne do spływów Dunajcem w Polsce. Centralnym punktem i największą atrakcją w Parku Narodowym Tary
jest Most Durdevica. Jest to kamienny most zawieszony ponad 170 metrów nad lustrem
wody i mający prawie 400
metrów długości. Spoglądając z mostu w dół czuje się
dreszczyk emocji ;) Jeszcze kilka lat temu można było z niego skoczyć w dół na
bunge. Most posłużył też jako plener w filmie Działa Navarony. W filmie został
wysadzony, a w rzeczywistości cieszy oko turystów do dziś ;))
|
Rzeka Tara - tak czysta i wolno płynąca, że aż chce się do niej wskoczyć. |
|
Most Durdevica z 1940 roku - mistrzostwo architektury. Ciężko sobie wyobrazić w jaki sposób go zbudowano. |
|
Widok z mostu na przełom Tary i Kanion Moracza. |
Później przejechaliśmy do
miejscowości Żabljak. To kurort sportów zimowych w byłej Jugosławii.
Miejscowość położna jest na wysokości ponad 1000 metrów u stóp
masywu Durmitor - najwyższego pasma
górskiego w całych Bałkanach. Jak wyszliśmy na taras widokowy położony w górnej
stacji wyciągu były widoczne jeszcze resztki śniegu na najwyższych szczytach
Durmitoru. Pogoda też typowo górska. Było zaledwie 14 stopni, wiał wiatr i
przechodziła burza, chociaż w tym samym momencie nad morzem nieco ponad 100 km ludzie plażowali w 30
stopniowej temperaturze. Kto by pomyślał przed wyjazdem, że będzie potrzebny
polar lub ciepła kurtka.
Durmitor jest piękny i kto
kocha góry będzie naprawdę zachwycony.
Najwyższy szczyt tego pasma to Bobotov Kuk który ma 2523 m.n.p.m. Cały obszar
Durmitoru tworzy park Narodowy o tej samej nazwie. Krajobraz jest prawie
identyczny jak w Tatrach. Piszę prawie, bo jedyna różnica to wielkość ruchu
turystycznego w sezonie. Wrzesień to dobra pora na wędrówki po górach, a
Żabljak świecił pustkami. Ruch na szlakach jest niewielki , brakuje schronisk,
szlaki są słabo oznaczone. W wyższych partiach prędzej można spotkać
niedźwiedzia niż turystów. Ta dzikość natury i surowość klimatu sprawia, że
jest są to jedne z najpiękniejszych gór jakie widziałem do tej pory.
|
Durmitor uchwycony w czasie burzy. |
|
Kanion rzeki Piva - do najbliższych zabudowań co najmniej 20 km. |
W drodze powrotnej
zatrzymaliśmy się w jednym z najdzikszych terenów Czarnogóry, czyli w Kanionie
rzeki Piva. Teren jest praktycznie odludny. W około tylko piękne skały w
różnych kształtach oraz płynący w dole wartki strumień…szkoda, że nie piwa :)
Do tej pory jest sekretem jak busem na drodze szerokości kilku metrów, nazywanej przez
naszego przewodnika półpasmówką, udało się bezpiecznie zawrócić.
|
No to wysiadamy z busa... |
|
To nie Boliwia. To jedna z ważniejszych dróg w Czarnogórze :) Przepaść ciężko uchwycić w kadrze. |
Do Rafailovici wróciliśmy
późnym wieczorem. Kto by się spodziewał, że Czarnogóra może być tak różnorodna
i dzika.
PS. Na koniec tej okropnie
długiej notki pochwalę się jednym faktem. Moja A. jest już Panią magister.
Praca obroniona na 5. Kochanie jestem z Ciebie dumny i jeszcze raz gratuluję
:))
Zakochany
Piękne zdjęcia i ciekawy opis zachęciły nas do odwiedzenia tego pięknego i dość mało popularnego wśród turystów kraju. Pozdrawiamy i gratulujemy obrony magisterki!:)
OdpowiedzUsuń