piątek, 6 maja 2011

Majówka w Beskidzie Niskim

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przez nas weekend majowy. Już kilka tygodni wcześniej zapowiedziałem mojej ukochanej A. że spędzimy go razem, jak najdalej od tłumu pielgrzymów przebywających w tym czasie do Krakowa i Łagiewnik. Zaproponowałem żeby połączyć przyjemne z pożytecznym i pojechać do A. w jej rodzinne strony, a przy okazji odwiedzić jej rodzinę. W tym celu wziąłem urlop w pracy na 2 maja. Jej rodzice się zgodzili na na mój pobyt. Ucieszyłem, że wreszcie będę mógł zobaczyć więcej ciekawszych miejsc w rodzinnych stronach A.

  

Wyjechaliśmy w niedzielę około 9:00, tak by móc się jeszcze przed podróżą się dobrze wyspać. Nie od dziś wiadomo że nie lubimy wcześnie wstawać :) A. trzymała cały plan naszej wycieczki do końca w tajemnicy. Dopiero w samochodzie dowiedziałem się jaki jest plan podróży i że pierwszym naszym przystankiem na trasie będzie Nowy Wiśnicz, a konkretnie zamek królewski. Miejsce to jeszcze kilka wieków temu było jednym z najważniejszych punktów na mapie Małopolski. Dopiero w XVIII wieku podupadło na skutek wojen i braku przepychanek między spadkobiercami. Zamek jest piękny, przynajmniej z zewnątrz ;) Zanim dostaliśmy się do środka spędziliśmy godzinę przed wejściem oczekując na przewodnika. W środku znajduje się stała ekspozycja poświęcona papieżowi - konkretnie pomniki, krypta rodzinna pierwszych właścicieli zamku Od razu naszą uwagę zwrócił przenikliwy ziąb w pomieszczeniach zamkowych (zimą temperatura wewnątrz jest w okolicy zera) oraz ogromna liczba dużych luster w prawie każdym pomieszczeniu. Pani przewodnik w ciągu godziny zwiedzania opowiedziała wszystkie możliwe ciekawostki z życia zamku i odbywających się tam imprez. Czy ktoś z was uwierzy, że imprezy w XV wieku trwały tam 2 tygodnie, a Królowa Bona w czasie jednej z imprez jeździła po gzymsie baszty na osiołku?  Wtedy to się musiały dziać rzeczy, które nawet dziś w dobie youtuba ciężko sobie wyobrazić ;)

  

Z zamku w Wiśniczu udaliśmy się dalszą drogę do Dębna. Tam również znajduje się zamek, choć znacznie mniejszych rozmiarów. Jest tak dobrze ukryty wśród drzew, że minęliśmy go i konieczny był powrót. Zrobiło się zimno i wietrznie, dlatego zbyt dużo czasu tam nie spędziliśmy. Kolejny na naszej trasie miał być Biecz, ale nasze plany zmienił deszcz. Moja ukochana zdecydowała, że najlepiej przesunąć ten punkt na inny dzień i udać się na obiad do niej do domu.
Jej rodzina przyjęła mnie jak zwykle bardzo serdecznie. Zjedliśmy obiad, wypiliśmy kawę. A. zaproponowała żeby wykorzystać fakt, że jest niedziela i udać się na mszę do pobliskiego kościoła w Sękowej. Mylą się Ci co myślą, że to zwyczajny wiejski kościół. To zabytek sakralny światowej klasy, jeden z 3 kościołów w Polsce na szlaku architektury drewnianej wpisany od lat na listę UNESCO.

  

Kościół jest przepiękny, zbudowany w całości z drewna z charakterystycznym bardzo niskim dachem. Polecam szczerze odwiedzić to miejsce. W drodze powrotnej z kościoła zahaczyliśmy o pobliski pałac w Siarach. Miejsce to znajduje się w rękach prywatnych i jest już w znacznym stopniu odrestaurowane. Otacza go przepiękny park z małym stawem i fontanną na dziedzińcu. Wieczór spędziłem wspólnie z moim Skarbem i jej rodziną smakując pyszne sałatki ciasta i delektując się smakiem Bailey'sa :) Pogoda w niedzielę spisała się tylko przez pierwszą połowę dnia, ale deszcz popołudniowy zrekompensowała mi swoim towarzystwem moja ukochana.

  

Kolejny dzień tego cudownego wyjazdu opiszemy w osobnej notce. Wydarzeń było tak wiele, że ciężko je zmieścić, nawet w skrócie, w pojedynczej notce.

Zakochany

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz